poniedziałek, 17 marca 2014

Szkoła II

Zeznania składałem jak w amoku. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieje w okół. Byłem przerażony i.. Niesamowicie smutny. Mimo, iż rodzice chlali, nigdy nie życzyłbym im śmierci. I to w taki sposób. Ktoś po prostu wszedł do domu i ich zamordował. Całą dwójkę. Całą moją rodzinę. Byłem sam, całkiem sam. A co, gdybym nie poszedł wtedy do szkoły? A co, jeśli ten ktoś poluje też na mnie? Z pewnej perspektywy to głupie. W końcu kto chciałby wymordować całą rodzinę alkoholików? Ani pieniędzy, ani pozycji. Nic. Odpowiadałem na pytania automatycznie. Jak robot. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, iż łzy po prostu spływają po mych policzkach. Najgorszy chyba był moment, rozpoznania zwłok. Nikła nadzieja, że może jednak nie będą to akurat moi rodzice. Że to nie rodzinę Latwien zamordowali. Bez żadnych uczuć odebrałem wiadomość, iż policja znalazła dla mnie nowy dom. Szybko, a jednak. W końcu byłem niepełnoletni. Nie mogłem zostać bez opieki. Stróż prawa wytłumaczył mi, iż burmistrz usłyszawszy historię chłopca, któremu wymordowali rodziców, tak się przejął, że postanowił mnie zaadoptować. Z tego, co wiedziałem, to mieliśmy miłego "dowódce". Mimo, że ciągle w ruchu. Może to i lepiej? Będę mógł siedzieć cicho w swoim pokoju i nikt nie będzie mi przeszkadzał. Policjant zawiózł mnie radiowozem na piękną, wielką posesję, otoczoną dużym, białym murem. Wysokim chyba na trzy metry. Odetchnąłem ciężko, z twarzą przyklejoną wręcz do szyby. Nie miałem siły nawet podziwiać tego cudownego miejsca. Dom, nie, willa! Potężna, dwupiętrowa. Z balkonami, kwiatami w każdym jednym oknie. W moim domu miałem kwiatki. Albo raczej kwiatka. No dobra, kaktusa. Maleńkiego, wielkości dłoni. Tutaj? Mój kaktus chyba by się popłakał, z powodu towarzystwa. O czym ja myślę?
- Wysiadaj, chłopaku. - Mruknął policjant jak do kogoś, kto tylko przysparza mu kłopotów. Zagryzłem swą dolną wargę, zaraz to uchylając drzwi. Zimne powietrze uderzyło w mą twarz. Wysiadłem. Na drżących nogach ruszyłem przed siebie. I nawet nie wiem, gdy przemierzyłem ten odcinek i przystanąłem tuż przy wejściu. Bardzo niepewnie uniosłem swą rękę, zaraz to naciskając na dzwonek. Stałem tak, pięć minut, dziesięć? Może pół godziny.. Czas.. Gdybym miał go więcej.. Gdybym mógł choć pożegnać się z rodzicami. Pokręciłem swą głową, by wyrzucić nieprzyjemne myśli. Przynajmniej teraz muszę udawać niewzruszonego. Już po chwili drzwi uchyliły się, a w nich stanął starszy pan z wąsem. Taki typowy burmistrz. Jak z atomówek. Gruby, z brodą i okularami. Odetchnąłem dość cicho, gdy gestem zaprosił mnie do środka. Było jeszcze piękniej. Tylko że.. Nie przytulnie. Wszystko było takie zimne.
- Zajmiesz pokój z moim synem. Powinien niedługo się zjawić. A tymczasem możesz się rozpakować. Chodź. - Wesoły ton mężczyzny nie pozwolił mi się smucić. Posłusznie ruszyłem tuż za nim, oczywiście uprzednio zsuwając buty ze stóp. Non stop kroczyłem dumnie z torbą wywieszoną na ramieniu. Choć wciąż z opuszczoną głową raczej nie oznacza "dumnej" postawy. Wspiąłem się na schodach i zaraz to skierowałem się do odpowiedniego pokoju. Zagryzłem wargę, wchodząc doń. Byłem wyraźnie spięty i zmęczony, ale pokój momentalnie postawił mnie na nogi. Przytulny. Bez przepychu jak w poprzednim pomieszczeniu. Z cichutkim westchnieniem przysiadłem na łóżku, odkładając swą torbę na bok.
- Niedługo zawołamy Cię na obiad. Czuj się jak u siebie. - Odparł burmistrz, po czym zaczął grzebać w szafie syna. Podał mi jego koszulkę, dość dużą z resztą. - W drzwiach naprzeciw jest łazienka. Jeśli chcesz, weź prysznic. - Dodał jeszcze, po czym zniknął, zostawiając mnie tym samym samemu sobie. To było.. dziwne. Nie czułem się jak w domu. Nigdy się tak nie poczuję. Z głośnym westchnieniem wziąłem ubrania i zniknąłem w łazience. Szybki prysznic to było to, czego potrzebowałem. Po całym dniu po prostu musiałem odetchnąć. Krople uderzały o me ciało i rozluźniały każdy jeden mięsień. Po kilku chwilach wyszedłem z kabiny i przebrałem się w dużą, ciemną koszulkę oraz bokserki. Zaraz to pojawiłem się w drzwiach i.. Aż przystanąłem w progu. Zupełnie zaparło mi dech. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem chłopaka siedzącego na naszym wspólnym łóżku.
- Ch-chris?!

2 komentarze:

  1. Wiedziałam. Jak ten facet wspomniał o synu wiedziałam, że to Chris. Już się boję, co będzie dalej :(

    OdpowiedzUsuń
  2. O boszzz miałam takie przeczucie , że wprowadzi sie do chrisa xdd dobra pisz dalej bo ciekawość mnie zżera :)

    OdpowiedzUsuń