niedziela, 16 marca 2014

Część IV. Ostatnia.

Kolano mężczyzny przeciągu kilku minut znalazło się na moim kroczu, lekko je masując i ugniatając. Boże, byłem tak cholernie czuły na każdy jeden rodzaj pieszczot. Moje policzki przybrały odcień ciemnej czerwieni, a z ust wydobył się cichy jęk. Na wargach chłopaka pojawił się nikły, zawadiacki uśmiech. Zmrużyłem oczy, a gdy poczułem jak jego język wdziera się pod moją koszulkę i zahacza o sutki, aż wygiąłem się w łuk. To było rozkoszne, naprawdę! Już po kilku minutach moja górna warstwa ubrań poszła się jebać, leżąc gdzieś w kącie. Długo czekać nie musiałem, a i spodnie i bokserki poleciały w ślad za koszulą. Byłem zawstydzony moją nagością, niestety właśnie te przemyślenia zostały brutalnie przerwane językiem mężczyzny odnajdującym drogę do mojej męskości. Paznokcie wbiłem w poduszkę, niemalże ją rozszarpując, a biodra uniosłem do góry, w niemej prośbie o jeszcze. Nie czekałem długo, a cały mój członek znalazł się w ustach chłopaka, na co zareagowałem niemalże rozkosznym krzykiem. Rozsunąłem szerzej nogi i zmrużyłem całkowicie powieki, oddając się przyjemności. Moja pozycja nie trwała długo, ponieważ kiedy sąsiad zassał się na członku aż poderwałem się do siadu i krzyknąłem. Złapałem go za włosy i delikatnie je szarpnąłem. Boże, nie wiem jak zdołałem wytrzymać tyle przyjemności. Kiedy poczułem zbliżający się orgazm wygiąłem się w pałąk i wydałem z siebie i tak ochrypły, jęk, zbytnio podobny do krzyku. Moje ciało drgało w spazmach rozkoszy aż nazbyt. Po dłuższej chwili zerwałem się z powodu grzmotu za oknem. W pokoju panował mrok. Byłem sam. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 03:36. Poderwałem się na nogi i podbiegłem do okna. Nie było śniegu, a co najważniejsze.. Dom z naprzeciwka też zniknął. "Sam, całkiem sam" szeptał głosik. Na drżących nogach zszedłem na dół i otworzyłem drzwi. Jak na zawołanie, nie tak daleko, piorun grzmotnął. Zadrżałem i osunąłem się po ścianie. Sen.. Cudowny sen. Przez myśl przeszło mi, jakby to było zasnąć na wieki. Uśmiechnąłem się do swojego drugiego, nad wyraz mrocznego ja i zebrałem się w sobie. Spokojnym ruchem udałem sie do łazienki. Na mych wargach cały czas widniał uśmiech. Sięgnąłem do szafki po żyletkę, przecież skończyć z sobą w taki sposób było chyba najłatwiej. Powoli usadowiłem się w brodziku prysznica, odkręcając uprzednio gorącą wodę. Jedno cięcie, drugie cięcie, trzecie.. Ile teraz? Krew około rozbryzguje się niczym deszcz. Odwracam głowę w stronę okna i uśmiecham się do zakapturzonej postaci. Wtem ona odchodzi. Umrę.. Umieram.. Umarłem..

4 komentarze:

  1. Smutne :( szkoda, że to koniec, ale autor najlepiej wie ile i jak zakończyć. Zapraszam do siebie zadzwonie-do-ciebie.blogspot.com :)
    Marudek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej no. Ja tu już liczyłam na piękny związek, a tu... śmierć? Buuu :(
    Będziesz coś jeszcze pisał? Mam nadzieję, że tak, bo kocham Twoją twórczość <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieeee! D; ale jak to?!
    To jest takie smutne... :( szkoda, że tak to się skończyło, bo liczyłam na szczęśliwe zakończenie.
    Twoja wena jest zajebista! <3 opowiadanie było genialne! tylko szkoda, że takie krótkie.

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm ciekawe aczkolwiek liczyłem na coś więcej...
    będę czytał dalej twojego bloga może jeszcze się mile zaskoczę .?
    a może nie.. się zobaczy, ale na tą chwilę mam nadzieję, iż będziesz się rozwijał i swoją twórczością zaciekawiał coraz większe grono ludzi
    Black Jack
    (a tak na marginesie użyję konta siostry gdyż nie mam w google a animowanego nie masz... Nie obraziłbym się gdyby jednak się pojawiło ^^ )

    OdpowiedzUsuń