wtorek, 18 marca 2014

Szkoła III

Nie wierzyłem własnym oczom. I to bynajmniej nie ze względu na to, że moim nowym "kolegą z pokoju" okazał się chłopak, który chciał mnie dziś przelecieć. Zamurowało mnie, ponieważ Chris siedział okrakiem na jakimś drobnym blondynku i brutalnie go całował, zrywając wręcz koszulkę. Przynajmniej jest jeden plus. Mam stu procentową pewność, iż chłopak jest gejem. Będę mógł go szantażować i może dostanę w końcu upragniony spokój. Jest jeszcze opcja, że mnie zabije. Pozbędzie się problemu i zagrożenia. Nie zbyt miła wizja.
- Vinser?! Co Ty tu robisz?- Warknął, zrywając się ze swojego chłopaka, a ja momentalnie spąsowiałem. Nie pytajcie jakim cudem, w ciągu zaledwie sekundy znalazł się tuż obok mnie, szarpiąc za koszulkę i wręcz przyciskając do ściany. Niemalże zawisnąłem w powietrzu, wydając z siebie ciche kwiknięcie.
- Puść. - Skrzywiłem się, po czym zacząłem wyraźnie szamotać. Dziś umrę.
- Alex, chyba pora na Ciebie. Śpij dobrze. - Mruknął, kierując te słowa nie do mnie, a do blondynka. Spojrzałem na niego błagalnie, a mój wzrok mówił "proszę, nie zostawiaj mnie". Moje prośby jednak nie zostały wysłuchane, bo jak szybko tu wpadł, tak szybko wyleciał, żegnając się krótkim "cześć". Jęknąłem bezgłośnie, spoglądając na twarz mojego oprawcy.
- To Ty jesteś tym gnojem? Zamieszkamy sobie razem, będzie słodko. - Warknął, po czym jak zwykłym przedmiotem, rzucił mną o łóżko. Skrzywiłem się, zaraz to kręcąc głową.
-N-nie boję się Ciebie, Chris. Odwal się. - Syknąłem, jednak mój głos zdradzał cały strach, kumulujący się gdzieś wewnątrz. Tak naprawdę wręcz skręcało mnie od środka. Pragnąłem znaleźć się jak najdalej stąd.
- Nie? A powinieneś zacząć. - To mówiąc, przysiadł obok na łóżku po czym unieruchomił mi ręce nad głową.
- Pieprz się, słyszysz? Pieprz się. A mnie zostaw w spokoju. - Warknąłem, szarpiąc się chyba zupełnie niepotrzebnie. Uścisk nie zelżał ani na moment, a ja sam tylko się zmęczyłem.
- Żadna sierota nie będzie mi mówić, co mam robić. - Odparł i.. Chyba zauważył że przesadził. Momentalnie moje oczy się zaszkliły, a ja sam odwróciłem głowę by tylko nie zauważył, iż pozwoliłem łzom swobodnie spływać.
- Vinser..
- Puść mnie. - Przerwałem mu, łkając cicho. Chyba był zbyt oszołomiony, by zaoponować, więc po prostu poluzował uścisk, a ja zerwałem się i zacząłem po prostu pakować. Ze łzami w oczach, cały roztrzęsiony. Bez względu na wszystko nie pozwolę, by ktoś mówił o mnie w taki sposób. Schowałem stare ubrania i zarzuciłem torbę na ramie. W tym momencie poczułem silny uścisk na przegubie.
- Nigdzie nie idziesz, Vinser. - Jego spokojny ton wcale nie sprawił, że ochłonąłem. Wręcz przeciwnie. Odwróciłem się przodem do niego i po prostu z całych moich sił pchnąłem go na równoległą ścianę. Oczywiście ledwo zrobił krok w tył, ale dało mi to przewagę. Wyleciałem z budynku i, dosłownie ryknąłem płaczem. Byłem już tak blisko bramki, gdy ktoś z tyłu po prostu złapał mnie w biegu i objął dość mocno. Musiałem przylgnąć plecami do torsu oprawcy, wtulając się weń tym samym.
- Przepraszam. Przesadziłem. Wróć ze mną. - Szepnął, a ja po prostu odwróciłem się i bezsilnie weń wtuliłem. Palce zacisnąłem na jego koszulce, łkając niczym dziecko. Dałem się poprowadzić z powrotem do pokoju. Teraz mój wybuch był, jak dla mnie, dziecinny i głupi. W dodatku pewnie będę jutro chory, bo nie dość, że wyleciałem z mokrą głową, to jeszcze półnagi. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg pokoju, w momencie zwinąłem się w kłębek na łóżku, zaraz to okrywając szczelnie kołdrą. Zasnąłem dopiero, gdy poczułem jak ktoś przytula mnie od tyłu dość mocno. I jakoś nie miałem ochoty oponować.

Autor: Przede wszystkim chcę podziękować za komentarze. które mile łechtają moje ego, o! Jestem mile zaskoczony, że w ogóle ktokolwiek to czyta i w dodatku tak mnie wspiera. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Chcę przeprosić też, za jakość tej notki bo, moim zdaniem, jest kiepska i w dodatku strasznie nudna. Mimo wszystko mam nadzieję, że ta jedna część nie zniechęci was do czytania dalej. Kocham Was wszystkich. 

poniedziałek, 17 marca 2014

Szkoła II

Zeznania składałem jak w amoku. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co się dzieje w okół. Byłem przerażony i.. Niesamowicie smutny. Mimo, iż rodzice chlali, nigdy nie życzyłbym im śmierci. I to w taki sposób. Ktoś po prostu wszedł do domu i ich zamordował. Całą dwójkę. Całą moją rodzinę. Byłem sam, całkiem sam. A co, gdybym nie poszedł wtedy do szkoły? A co, jeśli ten ktoś poluje też na mnie? Z pewnej perspektywy to głupie. W końcu kto chciałby wymordować całą rodzinę alkoholików? Ani pieniędzy, ani pozycji. Nic. Odpowiadałem na pytania automatycznie. Jak robot. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, iż łzy po prostu spływają po mych policzkach. Najgorszy chyba był moment, rozpoznania zwłok. Nikła nadzieja, że może jednak nie będą to akurat moi rodzice. Że to nie rodzinę Latwien zamordowali. Bez żadnych uczuć odebrałem wiadomość, iż policja znalazła dla mnie nowy dom. Szybko, a jednak. W końcu byłem niepełnoletni. Nie mogłem zostać bez opieki. Stróż prawa wytłumaczył mi, iż burmistrz usłyszawszy historię chłopca, któremu wymordowali rodziców, tak się przejął, że postanowił mnie zaadoptować. Z tego, co wiedziałem, to mieliśmy miłego "dowódce". Mimo, że ciągle w ruchu. Może to i lepiej? Będę mógł siedzieć cicho w swoim pokoju i nikt nie będzie mi przeszkadzał. Policjant zawiózł mnie radiowozem na piękną, wielką posesję, otoczoną dużym, białym murem. Wysokim chyba na trzy metry. Odetchnąłem ciężko, z twarzą przyklejoną wręcz do szyby. Nie miałem siły nawet podziwiać tego cudownego miejsca. Dom, nie, willa! Potężna, dwupiętrowa. Z balkonami, kwiatami w każdym jednym oknie. W moim domu miałem kwiatki. Albo raczej kwiatka. No dobra, kaktusa. Maleńkiego, wielkości dłoni. Tutaj? Mój kaktus chyba by się popłakał, z powodu towarzystwa. O czym ja myślę?
- Wysiadaj, chłopaku. - Mruknął policjant jak do kogoś, kto tylko przysparza mu kłopotów. Zagryzłem swą dolną wargę, zaraz to uchylając drzwi. Zimne powietrze uderzyło w mą twarz. Wysiadłem. Na drżących nogach ruszyłem przed siebie. I nawet nie wiem, gdy przemierzyłem ten odcinek i przystanąłem tuż przy wejściu. Bardzo niepewnie uniosłem swą rękę, zaraz to naciskając na dzwonek. Stałem tak, pięć minut, dziesięć? Może pół godziny.. Czas.. Gdybym miał go więcej.. Gdybym mógł choć pożegnać się z rodzicami. Pokręciłem swą głową, by wyrzucić nieprzyjemne myśli. Przynajmniej teraz muszę udawać niewzruszonego. Już po chwili drzwi uchyliły się, a w nich stanął starszy pan z wąsem. Taki typowy burmistrz. Jak z atomówek. Gruby, z brodą i okularami. Odetchnąłem dość cicho, gdy gestem zaprosił mnie do środka. Było jeszcze piękniej. Tylko że.. Nie przytulnie. Wszystko było takie zimne.
- Zajmiesz pokój z moim synem. Powinien niedługo się zjawić. A tymczasem możesz się rozpakować. Chodź. - Wesoły ton mężczyzny nie pozwolił mi się smucić. Posłusznie ruszyłem tuż za nim, oczywiście uprzednio zsuwając buty ze stóp. Non stop kroczyłem dumnie z torbą wywieszoną na ramieniu. Choć wciąż z opuszczoną głową raczej nie oznacza "dumnej" postawy. Wspiąłem się na schodach i zaraz to skierowałem się do odpowiedniego pokoju. Zagryzłem wargę, wchodząc doń. Byłem wyraźnie spięty i zmęczony, ale pokój momentalnie postawił mnie na nogi. Przytulny. Bez przepychu jak w poprzednim pomieszczeniu. Z cichutkim westchnieniem przysiadłem na łóżku, odkładając swą torbę na bok.
- Niedługo zawołamy Cię na obiad. Czuj się jak u siebie. - Odparł burmistrz, po czym zaczął grzebać w szafie syna. Podał mi jego koszulkę, dość dużą z resztą. - W drzwiach naprzeciw jest łazienka. Jeśli chcesz, weź prysznic. - Dodał jeszcze, po czym zniknął, zostawiając mnie tym samym samemu sobie. To było.. dziwne. Nie czułem się jak w domu. Nigdy się tak nie poczuję. Z głośnym westchnieniem wziąłem ubrania i zniknąłem w łazience. Szybki prysznic to było to, czego potrzebowałem. Po całym dniu po prostu musiałem odetchnąć. Krople uderzały o me ciało i rozluźniały każdy jeden mięsień. Po kilku chwilach wyszedłem z kabiny i przebrałem się w dużą, ciemną koszulkę oraz bokserki. Zaraz to pojawiłem się w drzwiach i.. Aż przystanąłem w progu. Zupełnie zaparło mi dech. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem chłopaka siedzącego na naszym wspólnym łóżku.
- Ch-chris?!

niedziela, 16 marca 2014

Szkoła I

Nie przepadałem za tą szkołą. Wszyscy byli tacy sami. Tak samo puści. Tak samo bezwartościowi. Tak samo bezuczuciowi. Liczyły się pieniądze i lans. Od tego, jak drogi masz telefon zależało, czy do domu będziesz wracać z uśmiechem, czy z podbitym okiem. W moim wypadku zdecydowanie była to ta druga opcja. Mimo młodego wieku mieszkałem sam. Nie liczę rodziców, którzy przez pryzmat butelki nie raz zapominali o tym, że mają syna. Od dziecka byłem odepchnięty, niechciany. I, co najgorsze, nie wykreowało to ze mnie jakiegoś wojownika, który pokazuje wszystkim, że daje rade. Raz po raz poddawałem się z nadzieją, że kiedyś będzie lepiej, że kiedyś będę miał szansę wrócić do domu bez przemocy, krzyków. Że w końcu ktoś mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze. Bo musi, prawda?
Z westchnieniem przysiadłem w ławce z tyłu klasy. Nie musi. Już dawno przestałem w to wierzyć. Rozglądałem się po klasie, raz po raz skubiąc swą spierzchniętą wargę. Nowy chłopak w szkole jak zwykle zrobił zamieszanie. I jak każdy starał się do mnie zrównać z błotem. Już mi to zwisało. Jeszcze pół roku i będę wolny. Nigdy więcej nawet nie spojrzę na tę szkołę pełną debili. Odetchnąłem głęboko, gdy nauczycielka od biologi zaczęła gawędzić z "nowym". Chris, bo tak się ów chłopak nazywał, jak zwykle robił na wszystkich wrażenie. No dobra, na mnie zrobił i z góry zakładam, że na resztę podziałał tak samo. Na oko 180cm, czarne włosy i te bladoniebieskie oczy. Mało spotykane, a jednak. Tak bardzo chciałbym, by zwrócił na mnie uwagę. By to ze mną rozmawiał i by mi poświęcał swój czas. Powiedziałem, że przestałem wierzyć we "wszystko będzie dobrze"? Nie powinniście mi ufać.
- Vinser, mógłbyś podlać kwiatki?- Usłyszałem nauczycielkę, zaraz to posłusznie wstając. Przeszedłem ze spokojem przez klasę i tylko przez jeden moment zwątpiłem w słuszność mych zmysłów. Mogłem dać sobie rękę uciąć, że ktoś musnął mój.. Pośladek. Skrzywiłem się, jednak nawet nie rzuciłem okiem, kto mógł być oprawcą. Miałem to w tyłku. Jak zwykle wody nie było, więc musiałem drałować do toalety, by tylko kochane kwiatuszki miały co pić. Tak, cholera. Kwiatuszki były bardziej zadbane, niż ja.Miałem dość. Nawet nie zwróciłem uwagi, gdy do toalety ktoś wszedł. Dopiero w momencie, gdy muśnięcie dłonią mego pośladka ponowiło się, wręcz pisnąłem.
- Chcesz mieć we mnie przyjaciela, czy wroga? - Usłyszałem szept tuż przy moim uchu. Zadrżałem, krzywiąc się przy tym dość mocno.
- Zależy, czy dobrze obciągniesz. - Dodał, a ja po prostu odwróciłem się i odepchnąłem, jak się okazało, Chrisa na bok, zawartość butelki wylewając wprost na niego. Nie wysiliłem się nawet, by coś odpyskować. Jak torpeda wyleciałem z toalety i wbiegłem do sali.
- Nie miałem jak napełnić naczynia. Kran się zatkał. Ten nowy chłopak.. Chyba udało mu się go naprawić.- Odparłem, w biegu zajmując swe miejsce. Zaraz to rozbrzmiał dzwonek, a ja przerażony zebrałem torbę i rzuciłem się do sprintu. Na moje nieszczęście w drzwiach minąłem się z oprawcą. Patrzył na mnie wręcz z nienawiścią. Wyleciałem w sali, nie zwracając uwagi na ludzi, których trącałem ramieniem bądź torbą. Po prostu biegłem na oślep przed siebie, chcąc jak najszybciej oddalić się od tego przeklętego budynku. Gdybym wiedział jak to się skończy, rzuciłbym się po drodze pod jakieś auto, poważnie. Wleciałem pędem na klatkę, nie zwracając uwagi na karetkę oraz policję na ulicy. Dopiero, gdy przystanąłem przed drzwiami owiniętymi taśmą policyjną zrozumiałem, że coś może być nie tak.
- Co tu robisz?- Gruby, wielki policjant przystanął tuż koło mnie. W jednej dłoni trzymał jakiś notatnik a w drugiej donata. Skrzyżowałem ręce na piersiach i zagryzłem swą dolną wargę.
- Ty jesteś Vinser? Latwein? - Odparł, a ja oczywiście zrobiłem krok w tył, by resztka pączka z jego ust nie znalazła się przypadkiem na mej twarzy.
- Tak, tak mam na imię. O co chodzi?
- Podaj imiona rodziców.
- Marie i Louis. A teraz proszę mi powiedzieć, czy mogę wejść do domu?- Mruknąłem wyraźnie zirytowany całą tą rozmową.
- Przykro mi, ale Twoi rodzice nie żyją.

Część IV. Ostatnia.

Kolano mężczyzny przeciągu kilku minut znalazło się na moim kroczu, lekko je masując i ugniatając. Boże, byłem tak cholernie czuły na każdy jeden rodzaj pieszczot. Moje policzki przybrały odcień ciemnej czerwieni, a z ust wydobył się cichy jęk. Na wargach chłopaka pojawił się nikły, zawadiacki uśmiech. Zmrużyłem oczy, a gdy poczułem jak jego język wdziera się pod moją koszulkę i zahacza o sutki, aż wygiąłem się w łuk. To było rozkoszne, naprawdę! Już po kilku minutach moja górna warstwa ubrań poszła się jebać, leżąc gdzieś w kącie. Długo czekać nie musiałem, a i spodnie i bokserki poleciały w ślad za koszulą. Byłem zawstydzony moją nagością, niestety właśnie te przemyślenia zostały brutalnie przerwane językiem mężczyzny odnajdującym drogę do mojej męskości. Paznokcie wbiłem w poduszkę, niemalże ją rozszarpując, a biodra uniosłem do góry, w niemej prośbie o jeszcze. Nie czekałem długo, a cały mój członek znalazł się w ustach chłopaka, na co zareagowałem niemalże rozkosznym krzykiem. Rozsunąłem szerzej nogi i zmrużyłem całkowicie powieki, oddając się przyjemności. Moja pozycja nie trwała długo, ponieważ kiedy sąsiad zassał się na członku aż poderwałem się do siadu i krzyknąłem. Złapałem go za włosy i delikatnie je szarpnąłem. Boże, nie wiem jak zdołałem wytrzymać tyle przyjemności. Kiedy poczułem zbliżający się orgazm wygiąłem się w pałąk i wydałem z siebie i tak ochrypły, jęk, zbytnio podobny do krzyku. Moje ciało drgało w spazmach rozkoszy aż nazbyt. Po dłuższej chwili zerwałem się z powodu grzmotu za oknem. W pokoju panował mrok. Byłem sam. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 03:36. Poderwałem się na nogi i podbiegłem do okna. Nie było śniegu, a co najważniejsze.. Dom z naprzeciwka też zniknął. "Sam, całkiem sam" szeptał głosik. Na drżących nogach zszedłem na dół i otworzyłem drzwi. Jak na zawołanie, nie tak daleko, piorun grzmotnął. Zadrżałem i osunąłem się po ścianie. Sen.. Cudowny sen. Przez myśl przeszło mi, jakby to było zasnąć na wieki. Uśmiechnąłem się do swojego drugiego, nad wyraz mrocznego ja i zebrałem się w sobie. Spokojnym ruchem udałem sie do łazienki. Na mych wargach cały czas widniał uśmiech. Sięgnąłem do szafki po żyletkę, przecież skończyć z sobą w taki sposób było chyba najłatwiej. Powoli usadowiłem się w brodziku prysznica, odkręcając uprzednio gorącą wodę. Jedno cięcie, drugie cięcie, trzecie.. Ile teraz? Krew około rozbryzguje się niczym deszcz. Odwracam głowę w stronę okna i uśmiecham się do zakapturzonej postaci. Wtem ona odchodzi. Umrę.. Umieram.. Umarłem..

Część III

Przymrużyłem oczy, momentalnie wyczułem jak moje policzki płoną w chwili zetknięcia się chłodnych warg mężczyzny z moimi własnymi. Po moim ciele przebiegł delikatny dreszczyk fascynacji pomieszanej z podnieceniem. Mimo że marzyłem o tym od wczoraj (długo,nie? ) to na początku lekko się zawahałem. Podstępny głosik w mojej głowie wyszeptał coś w rodzaju "jak nie teraz, to kiedy". Poddałem się pieszczotą kochanka i delikatnie rozchyliłem wargi, zapraszając go tym do środka.Mężczyzna momentalnie skorzystał z zaproszenia i wsunął język wprost do moich ust. Zacisnąłem dłonie w piąstki, miałem małe doświadczenie w sprawach chociażby pocałunków, toteż pozwoliłem partnerowi zupełnie się zdominować. Nie sądziłem z początku że dojdzie do czegoś więcej, ale w momencie kiedy jego język począł dogłębnie mnie penetrować, po prostu czułem jak ciasne są moje bokserki. Nie przyznałbym się do tego nikomu, ale poważnie potrzebowałem bliskości. Myślałem że wszystko da się złagodzić płaczem czy żyletką, a jednak obecność osoby która cię wysłucha też dawała ukojenie. Nie wiem nawet kiedy począłem oddawać te pełne żądzy i pożądania pocałunki. Przymrużyłem powieki niemalże całkowicie i zza grzywki co jakiś czas rzucałem ukradkowe spojrzenia towarzyszowi. W momencie, gdy ten zjechał z pocałunkami na moją szyję, aż zaniemówiłem i wydałem z siebie coś na wzór westchnienia. Nie wiem nawet kiedy, ale zacisnąłem dłoń na ramieniu mężczyzny. Szyja była jednym z wielu cholernie wrażliwych punktów na moim ciele, o czym oczywiście dowiedziałem się dopiero dziś. Poczułem jak chłopak robi na mym czułym punkcie malinkę i powstrzymałem jęk przyjemności. Szarpnąłem swą dolną wargę i zamruczałem. Sama bliskość chłopaka powodowała u mnie palpitacje serca, nie mówiąc już o tym, co robił w tej chwili. Kiedy ponownie odnalazł moje wargi, nogę umieścił bardzo blisko mojego krocza na co aż zadrżałem. Dłoń z ramienia znów spokojnie ulokowałem na pościeli, którą to nieco zmiąłem w palcach. Zapowiadał się ciekawy poranek.

sobota, 15 marca 2014

One shot. "Matematyka"

- Narysuj oś obrotu wzdłuż przekątnej..- Blablabla.. Jak ja nienawidzę matematyki.
-
Przedstaw na rysunku bryłę...- Szczególnie, że nie mam szans, by skupić się choć minimalnie.
-
Jak nazywa się ta bryła?- to spojrzenie..
-
No śmiało..-  ten uśmiech..
-
Może Dominic?- I te przypadkowe muśnięcia, dłoni czy ramienia. Za te momenty oddałbym wszystko..
-
Dominic!-Rozległ się głos, a ja musiałem, mimo iż niechętnie, odgonić erotyczne myśli dotyczące mojego nauczyciela. Uniosłem nań znudzone spojrzenie.
- Co znów?- Mruknąłem, wyraźnie niezadowolony z powodu oderwania mnie od własnych marzeń.
- Powiedz, jak nazywa się bryła przedstawiona na tablicy.- Mężczyzna powtórzył z wyraźną niechęcią, zaraz to zerkając na mnie z ukosa. Z ciężkim westchnieniem przeniosłem swe spojrzenie na rysunek. Oczywiście nie miałem pojęcia, jaka jest odpowiedź. Nie dość, że trudno było mi się skupić, z powodu wzroku całej klasy ewidentnie utkwionego we mnie, to jeszcze na ziemię próbował ściągnąć mnie niesamowicie seksowny nauczyciel. Powiedzieć, że wygląda jak Ci modele z okładek, mogłoby go dokładnie nie opisać. Miał koło 26 lat, ale według mnie wyglądał na maksimum 19. Włosy miał przydługie, zawsze związane w kucyk. Wargi pełne, idealnie wykrojone. I to spojrzenie ciemnych oczu.. Wystarczyło jedno, a mnie już przechodziły dreszcze. Na samą myśl, o tym co mógłby ze mną robić, zaczynałem twardnieć. Zaraz to moje policzki zapłonęły ciemną czerwienią, ponieważ zdałem sobie sprawę z tego, o czym myślę. Rozejrzałem się po klasie, w poszukiwaniu pomocy. Wszyscy jednak wpatrywali się we mnie, jak wół w namalowane wrota. Odetchnąłem nieco głębiej, opuszczając głowę.
- No słuchamy Cię, Dominic. - Jego głos, przepełniony irytacją i wręcz drwiną sprawił, iż poczułem się skompromitowany. I to na całej linii. Zagryzłem nerwowo swą wargę, zaraz to wbijając paznokcie w wewnętrzną część moich dłoni, tym samym zaciskając je w pięści.
-N-nie wiem.. - Wydukałem cicho, ani na moment nie unosząc swej głowy.
- Możesz powtórzyć?- Spytał z wyraźnym tryumfem, bez problemu wyczuwalnym w jego głosie.
- Nie wiem. - Odparłem, tym razem twardo, następnie przymykając powieki.
- Nie wiesz?- Warknął, nie ukrywając swej złości. - To z łaski swojej zacznij w końcu słuchać, zamiast ciągle, bezcelowo rozglądać się po klasie.- Mimo wyraźnej nagany nie krzyczał. Wręcz wypluwał słowa, fucząc niczym rozwścieczony kot. Nienawidziłem krytyki, czy chociażby podnoszenia tonu, dlatego też przy takim traktowaniu momentalnie w mych oczach lśniły łzy. Opanowałem je jednak i zerknąłem na Jego twarz zupełnie obojętnie.
- Proszę mi wybaczyć brak zainteresowania pańskim przedmiotem, ale mam go w dupie.. - Odparłem ze stoickim spokojem, zupełnie nie przejmując się chichotami przebiegającymi po klasie. Wychowawca momentalnie spąsowiał na twarzy ze złości, a ja po prostu zlustrowałem go wzrokiem.
- To nie czas na dyskusje, Dominic. Zostań na przerwie. - Odparł bliski wręcz furii, co bezproblemowo dało się wyczytać z jego twarzy. Szczęki dość mocno zaciśnięte, mięśnie niemalże napięte jak struna. Piękny, seksowny, kuszący i całkowicie niedostępny. Z tryumfalnym uśmieszkiem na wargach, rozsiadłem się nieco wygodniej na ławce. Mimo strachu, który czułem przed zbliżającą się rozmową, byłem bardzo zadowolony z tego, iż nie dałem się złamać. Gdzieś, w mej głowie, czaiła się nadzieja, że może lekcja zdziała cuda i nieco uspokoi nauczyciela. Taa.. Nadzieja matką głupich.
- Wszyscy wyjść z klasy. Szybko. - Usłyszałem, teraz już poważnie zirytowany głos. Zacząłem się pakować, z zupełnie niewiadomych powodów wręcz ślamazarnie. Gdy wszyscy opuścili klasę, cała moja odwaga wyparowała. Na dźwięk przekręcanego klucza wręcz podskoczyłem, jednak dalej, twardo zajmowałem się chowaniem książek do plecaka. Kroki, zbliżające się w moim kierunku utrudniały mi nawet myśli, a co dopiero skrupulatne pakowanie piórnika, który po prostu wyleciał mi z dłoni, gdy kroki ustały tuż za mymi plecami.
- Dominic, dlaczego jesteś taki nieusłuchany? Dlaczego wciąż sprawiasz mi problemy?- Ton jego głosu zmienił się diametralnie. Nie powiedział zupełnie nic grzesznego, a moje policzki momentalnie spąsowiały. Ton tak niski, seksowny i wybudzający moją najniegrzeczniejszą stronę.
- Staram się traktować Cię z uwagą, a Ty nadal swoje. Będę musiał Cię ukarać.. - W tymże momencie jego dłoń przebiegła po moim pośladku, a ja wręcz zadrżałem, zaraz to wydając z siebie ciche westchnienie.
- U-ukarać? W jaki sposób?- Wydukałem, pozwalając nauczycielowi ująć mój pośladek w dłoń. Nie muszę chyba mówić, że moja męskość już wyraźnie nabrzmiała, domagając się pieszczot czy jakiegokolwiek dotyku. Miałem pewność, że jeśli wykładowca nic z tym nie zrobi, to następną godzinę przesiedzę w kiblu szkolnym. I to bynajmniej nie na myciu rąk.
- Zadzwonię do rodziców.. - Mruknął, jednak zaraz to zaśmiał się a mnie przebiegły ciarki. - Lub mogę wymyślić inny, o wiele przyjemniejszy sposób. Chyba obaj wybierzemy tę drugą opcję.. - Zaraz po tych słowach, nie dając mi chociażby zaoponować, zostałem pchnięty na, równoległą do mojej, ławkę. Nim zdążyłem choć wstać, lub poprawić odrobinę swą pozycję, moje dłonie zostały unieruchomione jakimś materiałem, zdaje się iż krawatem mężczyzny.
- Zachciało Ci się pyskowania oraz przeklinania, Dominicu. Zostaniesz za to ukarany. Licz. - Warknął. Nie było to dla mnie zrozumiałe. Do czasu, gdy pierwszy klaps spadł na moje pośladki. Jęknąłem bezgłośnie, zaciskając swe dłonie w pięści. Bolało, ale moje ciało zareagowało w zupełnie inny sposób - wypiąłem się.
- Miałeś liczyć, Dominic. Bądź grzeczny. Pokaż skruchę. - Podczas słów, kolejne uderzenie zaznaczyło i zmyło fragment mojej winy.
- D-dwa. - Zakwiliłem niczym przerażony kundel. Nie byłem w stanie wziąć choć głębszego oddechu. Wszystkie emocje zlewały się w jedną. Drżałem od napływającej rozkoszy, niepewności. Kiedy kolejny cios przerwał ciszę pokoju, poruszyłem się niespokojnie, tym samym ocierając o ławkę. Liczbę przeciągle wyjęczałem.
- Jesteś napalonym, niegrzecznym chłopcem. Niesamowicie łasym na dotyk i tak chętnym. - W tym momencie o moje pośladki otarł się członek mężczyzny a ja, by choć odrobinę bardziej podniecić i jego, wręcz się oń otarłem. Sam nie wiem, czy poluzowałem jakąś blokadę, czy po prostu zachęciłem tym nauczyciela, ale w tym momencie poczułem, jak moja koszulka zostaje po prostu rozerwana a spodnie, wraz z bokserkami zsuwają się aż do kostek. Klaps. Kolejny. I jeszcze jeden. Nie nadążam już z liczeniem. Wszystko mi się miesza. Nawet nie wiem, czy jego język na mych plecach to rzeczywistość, czy tylko moje wyobrażenia. Emocje. Ból, rozkosz, podniecenie,udręka, pobudzenie, żądza,podekscytowanie.. Wszystko jest teraz jednym. I to skumulowanym w jednym miejscu. Wije się na ławce, by tylko okazać mu, jak bardzo potrzebuję jego dotyku. Narząd smaku, czy prawdziwy, czy nie, zsuwa się niżej. Zaraz czuję palce, zaciskające się na mych pośladkach. Rozchylające je. I ten wilgotny języczek, przebiegający po moim wejściu. Dokładnie, powoli. Z pomiędzy mych warg wyrywa się długi jęk. Nie wiem, co się dzieje. Jak w amoku błagam o jeszcze, unosząc swe pośladki nieco wyżej. Zaraz po tym, poza obezwładniającą rozkoszą, czuję dziwne, nie bolesne ale i nie zbyt przyjemne uczucie. Nie spinam się. Siedzę grzecznie, starając się unormować oddech, który nawet nie wiem kiedy przyśpieszył. Kilka ruchów i dziwne uczucie niemal całkowicie odchodzi. Czuję jednak, że nie jest to koniec. Że to dopiero początek. Że jeszcze będę krzyczeć z rozkoszy. Kolejny, wilgotny, chyba od śliny, palec zostaje we mnie wsunięty, a ja sam z lekka się spinam. Nic przyjemnego. Mimo to, poza cichymi stęknięciami, siedzę cichutko, bez słowa.
- Jesteś bardzo pojętnym uczniem, Dominic. I bardzo grzecznym. - Szepcze, a ja czuje się mile połechtany. Tyle wystarczyło, bym ze spokojem przyjął w sobie kolejny palec. Zabolało. Nie było to jednak uczucie nie wiem czego, ale tak czy siak nie było też najprzyjemniejsze. Oczywiście wydałem z siebie ciche jęknięcie, ale mimo to grzecznie czekałem na dalszą część. Akurat na rozkosz nie musiałem długo czekać, ponieważ już po kilku minutach ruchy w moim wnętrzu nieco przyśpieszyły, a ja sam zacząłem z lekka wić się na ławce. Znów wszystko się mieszało, rozkosz z bólem, wstyd z perwersją. Czysta rozkosz.
- J-już.. - Wyjęczałem,  momencie w którym samoistnie począłem poruszać biodrami, tym samym nabijając się dość gwałtownie. Na reakcję nie czekałem długo. Już po chwili uczucie rozpychanie zawładnęło mym ciałem. Mocny uścisk na biodrach i szybkie pchnięcia. Zdzierałem gardło jęcząc i krzycząc z obezwładniającej przyjemności. Już nie obchodziło mnie to, czy zostanę przyłapany w takiej sytuacji, czy też nie. Liczyło się tylko spełnienie, którego byłem coraz bliższy. Szybciej, mocniej, gwałtowniej, brutalniej, lepiej, rozkoszniej, głośniej. Tak, właśnie tak. Pchnięcia przybrały na sile, jęki zdecydowanie zwiększyły głośność, a mój stan opisywał raj o wiele lepiej niż byłem w stanie to sobie wyobrazić. Dłoń na mojej męskości przeważyła o wszystkim. Zbereźne słowa szeptane wprost do mego ucha już nie docierały. Wygiąłem się w łuk, po czym z głośnym jękiem doszedłem w dłoni kochanka. Ekstaza tak obezwładniająca i piękna sama w sobie. Drżałem, zaciskając kurczowo każdy jeden mięsień. Zespoliłem się z kochankiem na tę krótką chwilę, dając mu dojść w sobie. Sam jęknął, i był to dla mnie najpiękniejszy dźwięk. Osunąłem się bezwładnie na ławkę, starając się choć minimalnie dojść do siebie. Aktualnie byłem w formie roztopionych lodów. Nie potrafiłem nawet ustać na nogach, ponieważ uginały się pode mną raz po raz. Nie próbowałem nawet wstawać. Zwolnienie ruchów. I te czułe muśnięcia mego ramienia, czy karku. Byłem w niebie. Byłem w pieprzonym niebie z Bogiem, na wyciągnięcie ręki.
- Mam nadzieję, że to Cię czegoś nauczyło. - Mruknął, rozwiązując moje ręce. Ze spokojem uniosłem się i zerknąłem na moją potarganą koszulkę.
- Tak. Bym codziennie na matematykę nosił dodatkową bluzkę. - Odparłem, tym samym obiecując mężczyźnie, iż nie była to moja ostatnia kara.

Część II

Po dość długim czasie mężczyzna jakby wyczekująco chrząknął, a ja przeniosłem speszony i zdziwiony wzrok właśnie na niego. Przygryzłem dolną wargę, a wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. W mojej głowie odbił się głośny szept "na zawsze sam". Skrzywiłem się na momencik, dosłownie kilka sekund, kilka uderzeń serca i kilka myśli, nie chciałem by gość zaczął wypytywać, więc mruknąłem tylko pod nosem że wszystko jest okej. Co było dziwne? Nie uwierzył mi. Poczułem jak jego ramiona oplatają moje drobne ciało. Chyba tego potrzebowałem. Z moich oczu momentalnie popłynęły potoki gorzkich łez. Wbiłem paznokcie w ramiona mężczyzny i po prostu się w nie osunąłem. Płakałem jak dziecko, a jedyne dźwięki jakie do mnie dobiegały, nie licząc oczywiście mojego szlochu, były głosem chłopaka szepczącym jakieś dziwnie brzmiące słowa.. Chyba otuchy. Nie potrafiłem odróżnić jego głosu od mojego łkania, ale co jakiś czas potrafiłem wyłapać jakieś"będzie dobrze" czy "pomogę Ci". 
Nie potrzebuję tego.. 
Nie potrzebuję.. 
Nie... 
Potrzebuję. 
Co chwila chociażby na kilka minut starałem się nie płakać, jednak kończyło się to jedynie jeszcze większym wybuchem. Kiedy nieznajomy uniósł mnie na górę, jedynie objąłem go nogami w pasie. Nie przejmowałem się ani tym, gdzie mnie niesie, ani tym, co do mnie mówi. Najważniejsze było to, że w końcu czułem się bezpieczny i taki.. Ważny. Całkowicie odciąłem się od reszty świata. Dopiero po fakcie skojarzyłem, że nie jesteśmy już na dole, w kuchni, tylko w sypialni. Leżałem koło sąsiada i płakałem jak dziecko. Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie, a powolne bicie serca zaczęło mnie uspokajać. Zmęczony płaczem po prostu zasnąłem. Mimo wszystko zrobiło mi się jakoś tak.. Lżej? Nie przyznałbym się do tego nikomu, ale chyba znajdę bratnią duszę w tym chłopaku, mimo że nawet nie znam jego imienia.
[...]Promienie światła padające na moją twarz nie pozwoliły spać mi dłużej, niż do 10:36. Jęknąłem z niezadowolenia, ponieważ było mi tak zaskakująco ciepło i to we własnym łóżku, co było przeciwieństwem ostatnich nocy spędzonych w samotności.. Takich pustych nocy pełnych łez i bólu. Przewróciłem się na drugi bok i jakie było moje zaskoczenie, gdy zderzyłem się ciałem o coś cholernie miłego w dotyku. Powoli uniosłem dotychczas drgające powieki i głośno wciągnąłem powietrze. Moja dłoń zaciśnięta była na koszulce mężczyzny leżącego obok mnie, którego obraz niemalże przyprawiał mnie o duszności. Wspomnienia z wczoraj zaczęły wracać, ale zamiast łez sprawiły, że na moich policzkach wykwitły rumieńce. Byłem w końcu tak blisko chłopaka, który wygląda jak jeden z tych idealnych modeli z jakiegoś drogiego magazynu o modzie. Kiedy po raz wtóry zlustrowałem nieznajomego wzrokiem, aż zaparło mi dech w piersiach. Ciemna bluza z lekka podsunęła się do góry, ukazując fragment jego podbrzusza, oraz umięśnionego brzucha. Przełknąłem głośno ślinę i zwilżyłem, rozchylone już, wargi językiem. Kiedy uniosłem głowę jeszcze ciut wyżej, dopadł mnie ogromny ból. To przez płacz, zawsze tak miałem. Mimo to, ponownie wtuliłem się w bok mężczyzny i, nie mogąc powstrzymać narastającej chęci, przesunąłem opuszkami palców po tymże odkrytym fragmencie jego skóry. Zauważyłem jak jego klatka piersiowa dosyć szybko uniosła się i opadła, przy czym nieznajomy wydobył z siebie coś na wzór westchnienia. Przygryzłem dolną wargę i przyuważyłem jak jego powieki drgają. Wczoraj w nocy nie zwróciłem uwagi na to, jaka zieleń jego oczu jest niesamowicie hipnotyzująca. Wydałem cichutki pomruk, kiedy na jego wargach wykwitł uśmiech. 

- Dzień dobry.. - Dobiegł mnie jego męski, niski głos i aż wstrząsnął mną dreszczyk. Ten odebrał to zupełnie inaczej i okrył mnie szczelniej kołdrą. Przylgnąłem doń całym ciałem i z lekka zmrużyłem powieki. Uczucie pobudki w ramionach seks-bomby było nie do opisania. Oczy szeroko otworzyłem w momencie, kiedy mężczyzna przygniótł mnie swym ciałem do łóżka. 
- C-co?- Wychrypiałem nie rozumiejąc zupełnie nic z tego wszystkiego. Przyuważyłem jak wargi mężczyzny zbliżają się do moich.

czwartek, 13 marca 2014

Część I

Skuliłem się na własnym łózku i zacisnąłem powieki by powstrzymać potok gorzkich łez. Znów ktoś mnie opuścił.. Ostatnio coraz częściej spotykam się z dokładnie taka sama sytuacja, a ja tak bardzo boje się zostać sam.. Cholera, nie potrafię utrzymać w ryzach tych srebrnych kropel i kiedy pozwalam im swobodnie płynąc po policzkach czuje jak żałość zżera mnie od środka. Wbijam paznokcie w ramiona by czuć, że całkowicie nie utraciłem siebie.. że jeszcze istnieje. Bliski przyjaciel którego znalem niemalże od dzieciństwa dziś okazał się podłym sukinsynem. Leżałem tak i płakałem, kiedy usłyszałem jak coś uderza w moje okno. Normalnie zupełnie bym się tym nie przejął, ale już chwile później stukot się powtórzył. Powoli podniosłem się z łózka i niepewnie uchyliłem drzwi balkonowe. Momentalnie uderzyło we mnie zimne powietrze, przez co odsunąłem się w głąb pokoju. Serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałem jak kolejne " stuk " rozbrzmiewa w moim pokoju. Przełknąłem głośno ślinę i ponownie wyszedłem na balkon. Bylem w samiutkich bokserkach, wiec moje ciało momentalnie pokryła gęsia skorka. Wlepiłem wzrok w mrok nieba i nieco się zamyśliłem na wiele tematów, miedzy innymi czy już zawsze będę sam. Czy już z góry narzucone są nam pewne historie, czy sytuacje, których nie unikniemy. Z przemyśleń wyrwał mnie malutki przedmiot przelatujący kolo mojego ramienia. Odwróciłem się i spojrzałem na podłogę. Kamyk. Szybkim krokiem podszedłem do barierki i nieco się wychyliłem. 
- Jest tam ktoś?- Powiedziałem nieco głośniejszym tonem i zadżalem. Stóp nie czułem już całkowicie. Objąłem się ramionami co nie dało mi ( domyślcie się, cholera!) zupełnie nic( nie spodziewaliście się, prawda?). Westchnąłem kiedy odpowiedziała mi głucha cisza. Teraz bałem się naprawdę. 
- sąsiad z naprzeciwka. - Na szczęście usłyszałem już po chwili pewny siebie głos, który skądś kojarzyłem. Czułem że rozmówca się uśmiecha, a przynajmniej to wywnioskowałem po jego tonie. Wypuściłem powietrze, które przed chwila nieświadomie zatrzymałem w płucach i opuściłem głowę. Mój wzrok na chwile powędrował na domostwo lezące nie dalej, niż 100 m od mego własnego. 
- Już lecę..- odparłem i zbiegłem na dol, niemalże zabijając się na ostatnim stopniu schodów. Leciałem na złamanie karku, zatrzymując się dopiero pod drzwiami wejściowymi. Przekręciłem zamek i.. Na chwile się zawahałem. Kto normalny przychodzi o, krotki rzut okiem na zegarek, 23:46 na sąsiedzka pogawędkę? Może chce mnie skrzywdzić, zgwałcić, lub zamordować? Z rozmyślań ,po raz kolejny , wyrwał mnie mężczyzna, tym razem narzekający na to, ze jest tak cholernie zimno, a ja się guzdram. Na moich wargach pojawił się delikatny uśmiech. Nie miałem już nic do stracenia. Starłem z policzków resztki łez i uchyliłem drzwi. Moim oczom ukazał się dosyć wysoki, umięśniony mężczyzna o długich do ramion, czarnych włosach i zielonych oczach. Przynajmniej takie zdawały się w nikłym świetle lampki z mojego przedpokoju. Był ubrany w samą bluzę i szare, dresowe spodnie. Kiedy skończyłem taksować jego osobę wzrokiem, powróciłem na moment na twarz.
- Przepraszam ze musiał Pan tyle czekać.. - wyszeptałem i na chwile ponownie zatopiłem spojrzenie w ciemnościach dworu. W sumie wcale nie było tak mrocznie, ponieważ znów spadł śnieg. Miałem nadzieje, że już niedługo będę mógł zobaczyć i poczuć burze, wyjść na dwór w krótkich spodenkach czy chociażby wybrać się na spacer, który nie groziłby agonią z powodu odmrożenia. Westchnąłem głośno, w tym czasie mężczyzna zdążył wejść do mojego domu jak gdyby nigdy nic, i zdjąć buty. Zamknąłem drzwi i z wolna odwróciłem się w jego stronę. W sumie był całkiem przystojny. Zielone, błyskotliwe oczy patrzyły teraz na mnie z lekką obawą. Czułem się jak spłoszone zwierzątko, które nieznajomy próbuje podejść. Szczerze powiedziawszy z chęcią dałbym się oswoić temu mężczyźnie. Przez moje grzeszne myśli na policzkach wykwitły mi rumieńce. 
- Przyszedłem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku..- wyraźnie słyszałem jak próbuje dobrać słowa, by mnie nie urazić. -Widziałem z okna że płaczesz już dosyć długi czas i po prostu.. Chciałem wiedzieć czy jest okej.- Na koniec zagryzł wargę i posłał mi delikatny, współczujący uśmiech pełen troski.  Czy ja dobrze zrozumiałem? Ktoś się o mnie.. Martwił?