sobota, 15 marca 2014

One shot. "Matematyka"

- Narysuj oś obrotu wzdłuż przekątnej..- Blablabla.. Jak ja nienawidzę matematyki.
-
Przedstaw na rysunku bryłę...- Szczególnie, że nie mam szans, by skupić się choć minimalnie.
-
Jak nazywa się ta bryła?- to spojrzenie..
-
No śmiało..-  ten uśmiech..
-
Może Dominic?- I te przypadkowe muśnięcia, dłoni czy ramienia. Za te momenty oddałbym wszystko..
-
Dominic!-Rozległ się głos, a ja musiałem, mimo iż niechętnie, odgonić erotyczne myśli dotyczące mojego nauczyciela. Uniosłem nań znudzone spojrzenie.
- Co znów?- Mruknąłem, wyraźnie niezadowolony z powodu oderwania mnie od własnych marzeń.
- Powiedz, jak nazywa się bryła przedstawiona na tablicy.- Mężczyzna powtórzył z wyraźną niechęcią, zaraz to zerkając na mnie z ukosa. Z ciężkim westchnieniem przeniosłem swe spojrzenie na rysunek. Oczywiście nie miałem pojęcia, jaka jest odpowiedź. Nie dość, że trudno było mi się skupić, z powodu wzroku całej klasy ewidentnie utkwionego we mnie, to jeszcze na ziemię próbował ściągnąć mnie niesamowicie seksowny nauczyciel. Powiedzieć, że wygląda jak Ci modele z okładek, mogłoby go dokładnie nie opisać. Miał koło 26 lat, ale według mnie wyglądał na maksimum 19. Włosy miał przydługie, zawsze związane w kucyk. Wargi pełne, idealnie wykrojone. I to spojrzenie ciemnych oczu.. Wystarczyło jedno, a mnie już przechodziły dreszcze. Na samą myśl, o tym co mógłby ze mną robić, zaczynałem twardnieć. Zaraz to moje policzki zapłonęły ciemną czerwienią, ponieważ zdałem sobie sprawę z tego, o czym myślę. Rozejrzałem się po klasie, w poszukiwaniu pomocy. Wszyscy jednak wpatrywali się we mnie, jak wół w namalowane wrota. Odetchnąłem nieco głębiej, opuszczając głowę.
- No słuchamy Cię, Dominic. - Jego głos, przepełniony irytacją i wręcz drwiną sprawił, iż poczułem się skompromitowany. I to na całej linii. Zagryzłem nerwowo swą wargę, zaraz to wbijając paznokcie w wewnętrzną część moich dłoni, tym samym zaciskając je w pięści.
-N-nie wiem.. - Wydukałem cicho, ani na moment nie unosząc swej głowy.
- Możesz powtórzyć?- Spytał z wyraźnym tryumfem, bez problemu wyczuwalnym w jego głosie.
- Nie wiem. - Odparłem, tym razem twardo, następnie przymykając powieki.
- Nie wiesz?- Warknął, nie ukrywając swej złości. - To z łaski swojej zacznij w końcu słuchać, zamiast ciągle, bezcelowo rozglądać się po klasie.- Mimo wyraźnej nagany nie krzyczał. Wręcz wypluwał słowa, fucząc niczym rozwścieczony kot. Nienawidziłem krytyki, czy chociażby podnoszenia tonu, dlatego też przy takim traktowaniu momentalnie w mych oczach lśniły łzy. Opanowałem je jednak i zerknąłem na Jego twarz zupełnie obojętnie.
- Proszę mi wybaczyć brak zainteresowania pańskim przedmiotem, ale mam go w dupie.. - Odparłem ze stoickim spokojem, zupełnie nie przejmując się chichotami przebiegającymi po klasie. Wychowawca momentalnie spąsowiał na twarzy ze złości, a ja po prostu zlustrowałem go wzrokiem.
- To nie czas na dyskusje, Dominic. Zostań na przerwie. - Odparł bliski wręcz furii, co bezproblemowo dało się wyczytać z jego twarzy. Szczęki dość mocno zaciśnięte, mięśnie niemalże napięte jak struna. Piękny, seksowny, kuszący i całkowicie niedostępny. Z tryumfalnym uśmieszkiem na wargach, rozsiadłem się nieco wygodniej na ławce. Mimo strachu, który czułem przed zbliżającą się rozmową, byłem bardzo zadowolony z tego, iż nie dałem się złamać. Gdzieś, w mej głowie, czaiła się nadzieja, że może lekcja zdziała cuda i nieco uspokoi nauczyciela. Taa.. Nadzieja matką głupich.
- Wszyscy wyjść z klasy. Szybko. - Usłyszałem, teraz już poważnie zirytowany głos. Zacząłem się pakować, z zupełnie niewiadomych powodów wręcz ślamazarnie. Gdy wszyscy opuścili klasę, cała moja odwaga wyparowała. Na dźwięk przekręcanego klucza wręcz podskoczyłem, jednak dalej, twardo zajmowałem się chowaniem książek do plecaka. Kroki, zbliżające się w moim kierunku utrudniały mi nawet myśli, a co dopiero skrupulatne pakowanie piórnika, który po prostu wyleciał mi z dłoni, gdy kroki ustały tuż za mymi plecami.
- Dominic, dlaczego jesteś taki nieusłuchany? Dlaczego wciąż sprawiasz mi problemy?- Ton jego głosu zmienił się diametralnie. Nie powiedział zupełnie nic grzesznego, a moje policzki momentalnie spąsowiały. Ton tak niski, seksowny i wybudzający moją najniegrzeczniejszą stronę.
- Staram się traktować Cię z uwagą, a Ty nadal swoje. Będę musiał Cię ukarać.. - W tymże momencie jego dłoń przebiegła po moim pośladku, a ja wręcz zadrżałem, zaraz to wydając z siebie ciche westchnienie.
- U-ukarać? W jaki sposób?- Wydukałem, pozwalając nauczycielowi ująć mój pośladek w dłoń. Nie muszę chyba mówić, że moja męskość już wyraźnie nabrzmiała, domagając się pieszczot czy jakiegokolwiek dotyku. Miałem pewność, że jeśli wykładowca nic z tym nie zrobi, to następną godzinę przesiedzę w kiblu szkolnym. I to bynajmniej nie na myciu rąk.
- Zadzwonię do rodziców.. - Mruknął, jednak zaraz to zaśmiał się a mnie przebiegły ciarki. - Lub mogę wymyślić inny, o wiele przyjemniejszy sposób. Chyba obaj wybierzemy tę drugą opcję.. - Zaraz po tych słowach, nie dając mi chociażby zaoponować, zostałem pchnięty na, równoległą do mojej, ławkę. Nim zdążyłem choć wstać, lub poprawić odrobinę swą pozycję, moje dłonie zostały unieruchomione jakimś materiałem, zdaje się iż krawatem mężczyzny.
- Zachciało Ci się pyskowania oraz przeklinania, Dominicu. Zostaniesz za to ukarany. Licz. - Warknął. Nie było to dla mnie zrozumiałe. Do czasu, gdy pierwszy klaps spadł na moje pośladki. Jęknąłem bezgłośnie, zaciskając swe dłonie w pięści. Bolało, ale moje ciało zareagowało w zupełnie inny sposób - wypiąłem się.
- Miałeś liczyć, Dominic. Bądź grzeczny. Pokaż skruchę. - Podczas słów, kolejne uderzenie zaznaczyło i zmyło fragment mojej winy.
- D-dwa. - Zakwiliłem niczym przerażony kundel. Nie byłem w stanie wziąć choć głębszego oddechu. Wszystkie emocje zlewały się w jedną. Drżałem od napływającej rozkoszy, niepewności. Kiedy kolejny cios przerwał ciszę pokoju, poruszyłem się niespokojnie, tym samym ocierając o ławkę. Liczbę przeciągle wyjęczałem.
- Jesteś napalonym, niegrzecznym chłopcem. Niesamowicie łasym na dotyk i tak chętnym. - W tym momencie o moje pośladki otarł się członek mężczyzny a ja, by choć odrobinę bardziej podniecić i jego, wręcz się oń otarłem. Sam nie wiem, czy poluzowałem jakąś blokadę, czy po prostu zachęciłem tym nauczyciela, ale w tym momencie poczułem, jak moja koszulka zostaje po prostu rozerwana a spodnie, wraz z bokserkami zsuwają się aż do kostek. Klaps. Kolejny. I jeszcze jeden. Nie nadążam już z liczeniem. Wszystko mi się miesza. Nawet nie wiem, czy jego język na mych plecach to rzeczywistość, czy tylko moje wyobrażenia. Emocje. Ból, rozkosz, podniecenie,udręka, pobudzenie, żądza,podekscytowanie.. Wszystko jest teraz jednym. I to skumulowanym w jednym miejscu. Wije się na ławce, by tylko okazać mu, jak bardzo potrzebuję jego dotyku. Narząd smaku, czy prawdziwy, czy nie, zsuwa się niżej. Zaraz czuję palce, zaciskające się na mych pośladkach. Rozchylające je. I ten wilgotny języczek, przebiegający po moim wejściu. Dokładnie, powoli. Z pomiędzy mych warg wyrywa się długi jęk. Nie wiem, co się dzieje. Jak w amoku błagam o jeszcze, unosząc swe pośladki nieco wyżej. Zaraz po tym, poza obezwładniającą rozkoszą, czuję dziwne, nie bolesne ale i nie zbyt przyjemne uczucie. Nie spinam się. Siedzę grzecznie, starając się unormować oddech, który nawet nie wiem kiedy przyśpieszył. Kilka ruchów i dziwne uczucie niemal całkowicie odchodzi. Czuję jednak, że nie jest to koniec. Że to dopiero początek. Że jeszcze będę krzyczeć z rozkoszy. Kolejny, wilgotny, chyba od śliny, palec zostaje we mnie wsunięty, a ja sam z lekka się spinam. Nic przyjemnego. Mimo to, poza cichymi stęknięciami, siedzę cichutko, bez słowa.
- Jesteś bardzo pojętnym uczniem, Dominic. I bardzo grzecznym. - Szepcze, a ja czuje się mile połechtany. Tyle wystarczyło, bym ze spokojem przyjął w sobie kolejny palec. Zabolało. Nie było to jednak uczucie nie wiem czego, ale tak czy siak nie było też najprzyjemniejsze. Oczywiście wydałem z siebie ciche jęknięcie, ale mimo to grzecznie czekałem na dalszą część. Akurat na rozkosz nie musiałem długo czekać, ponieważ już po kilku minutach ruchy w moim wnętrzu nieco przyśpieszyły, a ja sam zacząłem z lekka wić się na ławce. Znów wszystko się mieszało, rozkosz z bólem, wstyd z perwersją. Czysta rozkosz.
- J-już.. - Wyjęczałem,  momencie w którym samoistnie począłem poruszać biodrami, tym samym nabijając się dość gwałtownie. Na reakcję nie czekałem długo. Już po chwili uczucie rozpychanie zawładnęło mym ciałem. Mocny uścisk na biodrach i szybkie pchnięcia. Zdzierałem gardło jęcząc i krzycząc z obezwładniającej przyjemności. Już nie obchodziło mnie to, czy zostanę przyłapany w takiej sytuacji, czy też nie. Liczyło się tylko spełnienie, którego byłem coraz bliższy. Szybciej, mocniej, gwałtowniej, brutalniej, lepiej, rozkoszniej, głośniej. Tak, właśnie tak. Pchnięcia przybrały na sile, jęki zdecydowanie zwiększyły głośność, a mój stan opisywał raj o wiele lepiej niż byłem w stanie to sobie wyobrazić. Dłoń na mojej męskości przeważyła o wszystkim. Zbereźne słowa szeptane wprost do mego ucha już nie docierały. Wygiąłem się w łuk, po czym z głośnym jękiem doszedłem w dłoni kochanka. Ekstaza tak obezwładniająca i piękna sama w sobie. Drżałem, zaciskając kurczowo każdy jeden mięsień. Zespoliłem się z kochankiem na tę krótką chwilę, dając mu dojść w sobie. Sam jęknął, i był to dla mnie najpiękniejszy dźwięk. Osunąłem się bezwładnie na ławkę, starając się choć minimalnie dojść do siebie. Aktualnie byłem w formie roztopionych lodów. Nie potrafiłem nawet ustać na nogach, ponieważ uginały się pode mną raz po raz. Nie próbowałem nawet wstawać. Zwolnienie ruchów. I te czułe muśnięcia mego ramienia, czy karku. Byłem w niebie. Byłem w pieprzonym niebie z Bogiem, na wyciągnięcie ręki.
- Mam nadzieję, że to Cię czegoś nauczyło. - Mruknął, rozwiązując moje ręce. Ze spokojem uniosłem się i zerknąłem na moją potarganą koszulkę.
- Tak. Bym codziennie na matematykę nosił dodatkową bluzkę. - Odparłem, tym samym obiecując mężczyźnie, iż nie była to moja ostatnia kara.

Część II

Po dość długim czasie mężczyzna jakby wyczekująco chrząknął, a ja przeniosłem speszony i zdziwiony wzrok właśnie na niego. Przygryzłem dolną wargę, a wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. W mojej głowie odbił się głośny szept "na zawsze sam". Skrzywiłem się na momencik, dosłownie kilka sekund, kilka uderzeń serca i kilka myśli, nie chciałem by gość zaczął wypytywać, więc mruknąłem tylko pod nosem że wszystko jest okej. Co było dziwne? Nie uwierzył mi. Poczułem jak jego ramiona oplatają moje drobne ciało. Chyba tego potrzebowałem. Z moich oczu momentalnie popłynęły potoki gorzkich łez. Wbiłem paznokcie w ramiona mężczyzny i po prostu się w nie osunąłem. Płakałem jak dziecko, a jedyne dźwięki jakie do mnie dobiegały, nie licząc oczywiście mojego szlochu, były głosem chłopaka szepczącym jakieś dziwnie brzmiące słowa.. Chyba otuchy. Nie potrafiłem odróżnić jego głosu od mojego łkania, ale co jakiś czas potrafiłem wyłapać jakieś"będzie dobrze" czy "pomogę Ci". 
Nie potrzebuję tego.. 
Nie potrzebuję.. 
Nie... 
Potrzebuję. 
Co chwila chociażby na kilka minut starałem się nie płakać, jednak kończyło się to jedynie jeszcze większym wybuchem. Kiedy nieznajomy uniósł mnie na górę, jedynie objąłem go nogami w pasie. Nie przejmowałem się ani tym, gdzie mnie niesie, ani tym, co do mnie mówi. Najważniejsze było to, że w końcu czułem się bezpieczny i taki.. Ważny. Całkowicie odciąłem się od reszty świata. Dopiero po fakcie skojarzyłem, że nie jesteśmy już na dole, w kuchni, tylko w sypialni. Leżałem koło sąsiada i płakałem jak dziecko. Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie, a powolne bicie serca zaczęło mnie uspokajać. Zmęczony płaczem po prostu zasnąłem. Mimo wszystko zrobiło mi się jakoś tak.. Lżej? Nie przyznałbym się do tego nikomu, ale chyba znajdę bratnią duszę w tym chłopaku, mimo że nawet nie znam jego imienia.
[...]Promienie światła padające na moją twarz nie pozwoliły spać mi dłużej, niż do 10:36. Jęknąłem z niezadowolenia, ponieważ było mi tak zaskakująco ciepło i to we własnym łóżku, co było przeciwieństwem ostatnich nocy spędzonych w samotności.. Takich pustych nocy pełnych łez i bólu. Przewróciłem się na drugi bok i jakie było moje zaskoczenie, gdy zderzyłem się ciałem o coś cholernie miłego w dotyku. Powoli uniosłem dotychczas drgające powieki i głośno wciągnąłem powietrze. Moja dłoń zaciśnięta była na koszulce mężczyzny leżącego obok mnie, którego obraz niemalże przyprawiał mnie o duszności. Wspomnienia z wczoraj zaczęły wracać, ale zamiast łez sprawiły, że na moich policzkach wykwitły rumieńce. Byłem w końcu tak blisko chłopaka, który wygląda jak jeden z tych idealnych modeli z jakiegoś drogiego magazynu o modzie. Kiedy po raz wtóry zlustrowałem nieznajomego wzrokiem, aż zaparło mi dech w piersiach. Ciemna bluza z lekka podsunęła się do góry, ukazując fragment jego podbrzusza, oraz umięśnionego brzucha. Przełknąłem głośno ślinę i zwilżyłem, rozchylone już, wargi językiem. Kiedy uniosłem głowę jeszcze ciut wyżej, dopadł mnie ogromny ból. To przez płacz, zawsze tak miałem. Mimo to, ponownie wtuliłem się w bok mężczyzny i, nie mogąc powstrzymać narastającej chęci, przesunąłem opuszkami palców po tymże odkrytym fragmencie jego skóry. Zauważyłem jak jego klatka piersiowa dosyć szybko uniosła się i opadła, przy czym nieznajomy wydobył z siebie coś na wzór westchnienia. Przygryzłem dolną wargę i przyuważyłem jak jego powieki drgają. Wczoraj w nocy nie zwróciłem uwagi na to, jaka zieleń jego oczu jest niesamowicie hipnotyzująca. Wydałem cichutki pomruk, kiedy na jego wargach wykwitł uśmiech. 

- Dzień dobry.. - Dobiegł mnie jego męski, niski głos i aż wstrząsnął mną dreszczyk. Ten odebrał to zupełnie inaczej i okrył mnie szczelniej kołdrą. Przylgnąłem doń całym ciałem i z lekka zmrużyłem powieki. Uczucie pobudki w ramionach seks-bomby było nie do opisania. Oczy szeroko otworzyłem w momencie, kiedy mężczyzna przygniótł mnie swym ciałem do łóżka. 
- C-co?- Wychrypiałem nie rozumiejąc zupełnie nic z tego wszystkiego. Przyuważyłem jak wargi mężczyzny zbliżają się do moich.

czwartek, 13 marca 2014

Część I

Skuliłem się na własnym łózku i zacisnąłem powieki by powstrzymać potok gorzkich łez. Znów ktoś mnie opuścił.. Ostatnio coraz częściej spotykam się z dokładnie taka sama sytuacja, a ja tak bardzo boje się zostać sam.. Cholera, nie potrafię utrzymać w ryzach tych srebrnych kropel i kiedy pozwalam im swobodnie płynąc po policzkach czuje jak żałość zżera mnie od środka. Wbijam paznokcie w ramiona by czuć, że całkowicie nie utraciłem siebie.. że jeszcze istnieje. Bliski przyjaciel którego znalem niemalże od dzieciństwa dziś okazał się podłym sukinsynem. Leżałem tak i płakałem, kiedy usłyszałem jak coś uderza w moje okno. Normalnie zupełnie bym się tym nie przejął, ale już chwile później stukot się powtórzył. Powoli podniosłem się z łózka i niepewnie uchyliłem drzwi balkonowe. Momentalnie uderzyło we mnie zimne powietrze, przez co odsunąłem się w głąb pokoju. Serce podeszło mi do gardła, gdy usłyszałem jak kolejne " stuk " rozbrzmiewa w moim pokoju. Przełknąłem głośno ślinę i ponownie wyszedłem na balkon. Bylem w samiutkich bokserkach, wiec moje ciało momentalnie pokryła gęsia skorka. Wlepiłem wzrok w mrok nieba i nieco się zamyśliłem na wiele tematów, miedzy innymi czy już zawsze będę sam. Czy już z góry narzucone są nam pewne historie, czy sytuacje, których nie unikniemy. Z przemyśleń wyrwał mnie malutki przedmiot przelatujący kolo mojego ramienia. Odwróciłem się i spojrzałem na podłogę. Kamyk. Szybkim krokiem podszedłem do barierki i nieco się wychyliłem. 
- Jest tam ktoś?- Powiedziałem nieco głośniejszym tonem i zadżalem. Stóp nie czułem już całkowicie. Objąłem się ramionami co nie dało mi ( domyślcie się, cholera!) zupełnie nic( nie spodziewaliście się, prawda?). Westchnąłem kiedy odpowiedziała mi głucha cisza. Teraz bałem się naprawdę. 
- sąsiad z naprzeciwka. - Na szczęście usłyszałem już po chwili pewny siebie głos, który skądś kojarzyłem. Czułem że rozmówca się uśmiecha, a przynajmniej to wywnioskowałem po jego tonie. Wypuściłem powietrze, które przed chwila nieświadomie zatrzymałem w płucach i opuściłem głowę. Mój wzrok na chwile powędrował na domostwo lezące nie dalej, niż 100 m od mego własnego. 
- Już lecę..- odparłem i zbiegłem na dol, niemalże zabijając się na ostatnim stopniu schodów. Leciałem na złamanie karku, zatrzymując się dopiero pod drzwiami wejściowymi. Przekręciłem zamek i.. Na chwile się zawahałem. Kto normalny przychodzi o, krotki rzut okiem na zegarek, 23:46 na sąsiedzka pogawędkę? Może chce mnie skrzywdzić, zgwałcić, lub zamordować? Z rozmyślań ,po raz kolejny , wyrwał mnie mężczyzna, tym razem narzekający na to, ze jest tak cholernie zimno, a ja się guzdram. Na moich wargach pojawił się delikatny uśmiech. Nie miałem już nic do stracenia. Starłem z policzków resztki łez i uchyliłem drzwi. Moim oczom ukazał się dosyć wysoki, umięśniony mężczyzna o długich do ramion, czarnych włosach i zielonych oczach. Przynajmniej takie zdawały się w nikłym świetle lampki z mojego przedpokoju. Był ubrany w samą bluzę i szare, dresowe spodnie. Kiedy skończyłem taksować jego osobę wzrokiem, powróciłem na moment na twarz.
- Przepraszam ze musiał Pan tyle czekać.. - wyszeptałem i na chwile ponownie zatopiłem spojrzenie w ciemnościach dworu. W sumie wcale nie było tak mrocznie, ponieważ znów spadł śnieg. Miałem nadzieje, że już niedługo będę mógł zobaczyć i poczuć burze, wyjść na dwór w krótkich spodenkach czy chociażby wybrać się na spacer, który nie groziłby agonią z powodu odmrożenia. Westchnąłem głośno, w tym czasie mężczyzna zdążył wejść do mojego domu jak gdyby nigdy nic, i zdjąć buty. Zamknąłem drzwi i z wolna odwróciłem się w jego stronę. W sumie był całkiem przystojny. Zielone, błyskotliwe oczy patrzyły teraz na mnie z lekką obawą. Czułem się jak spłoszone zwierzątko, które nieznajomy próbuje podejść. Szczerze powiedziawszy z chęcią dałbym się oswoić temu mężczyźnie. Przez moje grzeszne myśli na policzkach wykwitły mi rumieńce. 
- Przyszedłem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku..- wyraźnie słyszałem jak próbuje dobrać słowa, by mnie nie urazić. -Widziałem z okna że płaczesz już dosyć długi czas i po prostu.. Chciałem wiedzieć czy jest okej.- Na koniec zagryzł wargę i posłał mi delikatny, współczujący uśmiech pełen troski.  Czy ja dobrze zrozumiałem? Ktoś się o mnie.. Martwił?