- Vinser?! Co Ty tu robisz?- Warknął, zrywając się ze swojego chłopaka, a ja momentalnie spąsowiałem. Nie pytajcie jakim cudem, w ciągu zaledwie sekundy znalazł się tuż obok mnie, szarpiąc za koszulkę i wręcz przyciskając do ściany. Niemalże zawisnąłem w powietrzu, wydając z siebie ciche kwiknięcie.
- Puść. - Skrzywiłem się, po czym zacząłem wyraźnie szamotać. Dziś umrę.
- Alex, chyba pora na Ciebie. Śpij dobrze. - Mruknął, kierując te słowa nie do mnie, a do blondynka. Spojrzałem na niego błagalnie, a mój wzrok mówił "proszę, nie zostawiaj mnie". Moje prośby jednak nie zostały wysłuchane, bo jak szybko tu wpadł, tak szybko wyleciał, żegnając się krótkim "cześć". Jęknąłem bezgłośnie, spoglądając na twarz mojego oprawcy.
- To Ty jesteś tym gnojem? Zamieszkamy sobie razem, będzie słodko. - Warknął, po czym jak zwykłym przedmiotem, rzucił mną o łóżko. Skrzywiłem się, zaraz to kręcąc głową.
-N-nie boję się Ciebie, Chris. Odwal się. - Syknąłem, jednak mój głos zdradzał cały strach, kumulujący się gdzieś wewnątrz. Tak naprawdę wręcz skręcało mnie od środka. Pragnąłem znaleźć się jak najdalej stąd.
- Nie? A powinieneś zacząć. - To mówiąc, przysiadł obok na łóżku po czym unieruchomił mi ręce nad głową.
- Pieprz się, słyszysz? Pieprz się. A mnie zostaw w spokoju. - Warknąłem, szarpiąc się chyba zupełnie niepotrzebnie. Uścisk nie zelżał ani na moment, a ja sam tylko się zmęczyłem.
- Żadna sierota nie będzie mi mówić, co mam robić. - Odparł i.. Chyba zauważył że przesadził. Momentalnie moje oczy się zaszkliły, a ja sam odwróciłem głowę by tylko nie zauważył, iż pozwoliłem łzom swobodnie spływać.
- Vinser..
- Puść mnie. - Przerwałem mu, łkając cicho. Chyba był zbyt oszołomiony, by zaoponować, więc po prostu poluzował uścisk, a ja zerwałem się i zacząłem po prostu pakować. Ze łzami w oczach, cały roztrzęsiony. Bez względu na wszystko nie pozwolę, by ktoś mówił o mnie w taki sposób. Schowałem stare ubrania i zarzuciłem torbę na ramie. W tym momencie poczułem silny uścisk na przegubie.
- Nigdzie nie idziesz, Vinser. - Jego spokojny ton wcale nie sprawił, że ochłonąłem. Wręcz przeciwnie. Odwróciłem się przodem do niego i po prostu z całych moich sił pchnąłem go na równoległą ścianę. Oczywiście ledwo zrobił krok w tył, ale dało mi to przewagę. Wyleciałem z budynku i, dosłownie ryknąłem płaczem. Byłem już tak blisko bramki, gdy ktoś z tyłu po prostu złapał mnie w biegu i objął dość mocno. Musiałem przylgnąć plecami do torsu oprawcy, wtulając się weń tym samym.
- Przepraszam. Przesadziłem. Wróć ze mną. - Szepnął, a ja po prostu odwróciłem się i bezsilnie weń wtuliłem. Palce zacisnąłem na jego koszulce, łkając niczym dziecko. Dałem się poprowadzić z powrotem do pokoju. Teraz mój wybuch był, jak dla mnie, dziecinny i głupi. W dodatku pewnie będę jutro chory, bo nie dość, że wyleciałem z mokrą głową, to jeszcze półnagi. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg pokoju, w momencie zwinąłem się w kłębek na łóżku, zaraz to okrywając szczelnie kołdrą. Zasnąłem dopiero, gdy poczułem jak ktoś przytula mnie od tyłu dość mocno. I jakoś nie miałem ochoty oponować.
Autor: Przede wszystkim chcę podziękować za komentarze. które mile łechtają moje ego, o! Jestem mile zaskoczony, że w ogóle ktokolwiek to czyta i w dodatku tak mnie wspiera. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Chcę przeprosić też, za jakość tej notki bo, moim zdaniem, jest kiepska i w dodatku strasznie nudna. Mimo wszystko mam nadzieję, że ta jedna część nie zniechęci was do czytania dalej. Kocham Was wszystkich.
- Żadna sierota nie będzie mi mówić, co mam robić. - Odparł i.. Chyba zauważył że przesadził. Momentalnie moje oczy się zaszkliły, a ja sam odwróciłem głowę by tylko nie zauważył, iż pozwoliłem łzom swobodnie spływać.
- Vinser..
- Puść mnie. - Przerwałem mu, łkając cicho. Chyba był zbyt oszołomiony, by zaoponować, więc po prostu poluzował uścisk, a ja zerwałem się i zacząłem po prostu pakować. Ze łzami w oczach, cały roztrzęsiony. Bez względu na wszystko nie pozwolę, by ktoś mówił o mnie w taki sposób. Schowałem stare ubrania i zarzuciłem torbę na ramie. W tym momencie poczułem silny uścisk na przegubie.
- Nigdzie nie idziesz, Vinser. - Jego spokojny ton wcale nie sprawił, że ochłonąłem. Wręcz przeciwnie. Odwróciłem się przodem do niego i po prostu z całych moich sił pchnąłem go na równoległą ścianę. Oczywiście ledwo zrobił krok w tył, ale dało mi to przewagę. Wyleciałem z budynku i, dosłownie ryknąłem płaczem. Byłem już tak blisko bramki, gdy ktoś z tyłu po prostu złapał mnie w biegu i objął dość mocno. Musiałem przylgnąć plecami do torsu oprawcy, wtulając się weń tym samym.
- Przepraszam. Przesadziłem. Wróć ze mną. - Szepnął, a ja po prostu odwróciłem się i bezsilnie weń wtuliłem. Palce zacisnąłem na jego koszulce, łkając niczym dziecko. Dałem się poprowadzić z powrotem do pokoju. Teraz mój wybuch był, jak dla mnie, dziecinny i głupi. W dodatku pewnie będę jutro chory, bo nie dość, że wyleciałem z mokrą głową, to jeszcze półnagi. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg pokoju, w momencie zwinąłem się w kłębek na łóżku, zaraz to okrywając szczelnie kołdrą. Zasnąłem dopiero, gdy poczułem jak ktoś przytula mnie od tyłu dość mocno. I jakoś nie miałem ochoty oponować.
Autor: Przede wszystkim chcę podziękować za komentarze. które mile łechtają moje ego, o! Jestem mile zaskoczony, że w ogóle ktokolwiek to czyta i w dodatku tak mnie wspiera. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Chcę przeprosić też, za jakość tej notki bo, moim zdaniem, jest kiepska i w dodatku strasznie nudna. Mimo wszystko mam nadzieję, że ta jedna część nie zniechęci was do czytania dalej. Kocham Was wszystkich.